Jesteś tu:Historia / Ciekawostki historyczne / Bohater z Marcinkaniec koło Grodna – ppor. Piotr Juralewicz

Bohater z Marcinkaniec koło Grodna – ppor. Piotr Juralewicz


Wstawiony przez admin 27 kwiecień 2009

Piotr Juralewicz - Irak 1942

Bohater z Marcinkaniec koło Grodna - ppor. Piotr Juralewicz. "Weteran Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny"- Patent Nr 14382
Życiorys ten zaczyna się w dniu 28 maja 1920 roku gdy nasz bohater Pan Piotr Juralewicz przyszedł na świat w miejscowości MARCINKAŃCE, leżącej na odcinku linii kolejowej Grodno - Wilno. Po burzliwych, wojennych kolejach losu osiadł, w roku 1947, na stałe w Biskupcu na Warmii.

Pan Juralewicz we wrześniu 1939 roku bronił, przed hitlerowska nawałą, dwutorowej linii kolejowej w swoich rodzinnych Marcinkańcach. Jego starszy brat Wiktor walczył w kampanii wrześniowej jako żołnierz Wojska Polskiego.

Po wtargnięciu na ziemie Polski, 17 września 1939 roku, sowieckiej Armii Czerwonej i zbójeckim zaanektowaniu połowy naszej Ojczyzny rozpoczęła się rozprawa z Polakami. W lutym pierwsza, a 13 kwietnia 1940 roku nastąpiła druga wywózka Polaków z ziem zagarniętych przez ZSRR. Cała rodzina Państwa Juralewiczów została deportowana do Północnego Kazachstanu. Dzieliła ona los skazanego na 8 lat Gułagu starszego brata Piotra - Wiktora - oskarżonego o "nielegalne przekroczenie granicy niemiecko - sowieckiej". Wiktor Juralewicz - jako żołnierz wracający z wojny z nawałą niemiecką, przekroczył granicę wyznaczoną przez "pakt Ribbentrop - Mołotow", który dzielił ziemie polskie pomiędzy sowieckiego i hitlerowskiego agresora. O istnieniu tego podziału nikt w Polsce nie wiedział.

1-kurs-szkoly-podoficerskie_s.jpg 8-batalion_strzelcow_1_dyw_s.jpg
I kurs szkoły podoficerskiej 8 Batalionu 1 Dywizji Pancernej Generała Maczka

W nocy z 12 na 13 kwietnia 1940 r. Państwo Juralewiczowie usłyszeli walenie do drzwi kolbą karabinu. Enkawudziści z bagnetem na broni oznajmili: "pojedziecie do Sowieckiego Sojuza. Wolno wziąć 30 kilogramów na osobę. Macie 30 minut na spakowanie się!". W domu nie było niestety ani jedzenia, ani odzieży odpowiedniej na drogę do "raju" - nie było więc nic do zabrania. Załadowano Ich do bydlęcych wagonów z okienkami okratowanymi drutem kolczastym, bez oświetlenia, a po środku wagonu ział otwór dla załatwiania potrzeb fizjologicznych.

Pierwszą zupę deportowani dostali po 4 dniach. Była to typowa sowiecka "zupa" - woda i pęczak, po którym połowa skazańców zachorowała. Następny posiłek różnił się tym, że była to kasza z wodą. Przy okazji tych postojów na jedzenie zesłańcy byli zmuszeni załatwiać swoje potrzeby pod wagonami, z czego szydzili "bojcy" z NKWD. Zmarłych, podczas transportu, wyrzucano na postoju na nasyp kolejowy.

Jazda trwała 2 tygodnie, aż dojechali na goły, porośnięty tylko trawą, step północnego Kazachstanu. "Tu będziecie żyć i umierać !" - usłyszeli.

Aby zbudować lepianki kopali ziemię, polewali ją obficie wodą i posypywali słomą po czym udeptywali długo nogami. Dopiero z takiego "materiału", z tej masy lepiono duże "cegły" o wymiarach 15 x 60 x 100 cm. Po wysuszeniu na słońcu lepiono z nich ziemianki, bez sufitu i podłogi. Las odległy był o 80 km. drewno było tylko na drzwi.

1942_Scotland_s.jpg 1947_England_Torquay_kanal_s.jpg
Szkocja - 1942 Anglia - 1947

Po kilku dniach kazano kołchoźnikom, pochodzącym z deportacji z lat trzydziestych, przyjąć do siebie po jednej rodzinie polskiej. Państwo Juralewiczowie trafili do kołchozu o nazwie "Nojes Leben" we wsi Rozowka, gdzie byli sami Niemcy. Głód, wszy i brud to norma w codziennym życiu. Wokół wioski mieszkali rdzenni Kazachowie, Ukraińcy i Polacy z deportacji, Czeczeńcy i inni Azjaci.

Głównym pożywieniem była pszenica, czasem kumys lub odciągane mleko, żeby je dostać trzeba było być w doskonałej komitywie z Kazachami. Kazachowie, na szczęście, byli najgorszymi wrogami komunistycznego reżimu, co w pewnym stopniu ułatwiało porozumienie się z nimi.

Na samym początku zsyłki, pewnej nocy, co było zwyczajem sowieckim, NKWD porwało Ojca Pana Piotra - Wacława. Ślad po Nim zaginął. Nigdy - w czasie wojny i długo po jej zakończeniu - nie udało się nawet trafić na jakąkolwiek informację na temat Jego losów. Poszukiwania przez Czerwony Krzyż i inne instytucje nie dały żadnego efektu. Mógł być równie dobrze zamordowany w jakimś więzieniu, wywieziony za Koło Podbiegunowe, na Kołymę czy do Workuty - jedno jest pewne - został zamordowany przez sowiecką policję polityczną, tak jak setki tysięcy Polaków zamordowanych wówczas, zagłodzonych, zamęczonych przez siepaczy stalinowskich dlatego, że byli Polakami.

afryka_pd-Capetown_1942_s.jpg Grey_walls_gullane_scotland_s.jpg
Afryka 1942 - Cape Town Szkocja - Greywalls

W połowie lata 1941 roku Pan Piotr z Matką zostali przerzuceni na budowę nowej linii kolejowej Atbasar - Kartały - Akmolińsk. Była to praca katorżnicza. Warunki sanitarne niżej rozpaczy, pozbyć się robactwa można było tylko gotując ubranie. Wiele lat po wojnie Pan Piotr odnalazł na mapie te miejscowości.

Z tego przedsionka piekieł uwolniło Go powołanie do Armii Polskiej Generała Sikorskiego, tworzonej na terenach ZSRR dzięki zawartemu porozumieniu polsko - sowieckiemu. W lutym Pan Piotr dostał kartę powołania do polskiej wojennej komisji wojskowej do Akmolińska. Z Atbasary, 21 letni poborowy o wadze 40 kg, wyrusza bydlęcym wagonem do Akmolińska. Tu dostał przydział do 10 Dywizji Piechoty 10 Baon Saperów, stacjonującej w miejscowości Ługowoje, pod granicą chińską.

Matka Pana Piotra przebrana, przez jego brata, w wojskowy płaszcz z opaską Czerwonego Krzyża, przedostała się do Iranu.

10 Dywizja została przetransportowana z Krasnowodska statkiem do Iranu, do portu Pachlavi. Gdy statek zatrzymał się na kotwicy niektórzy z obawy, że zostanie on zawrócony do Sowietów, wyskakiwali do morza, aby ratować się, aby dopłynąć do brzegu. Przy wyładunku w pierwszej kolejności, na noszach, wynoszono najsłabszych, mocniejszym pomagano zejść na brzeg. Tu spalono łachmany, w których dotarli z Kazachstanu. Wykąpani i wymyci pachnącym mydłem dostali nową bieliznę i mundury. Nakarmiono ich lekkostrawnym posiłkiem - kleik i soki - i zostali odosobnieni w obozie dla rekonwalescentów.

I_dywizja_pancerna_przebyta_s.jpg img_2_s.jpg
1 Dywizja Pancerna - przebyty szlak

Następnie czekała ich podróż lądem przez Irak, Jordanię, Egipt do Palestyny. Pan Juralewicz dostał przydział do 3 Dywizji Strzelców Karpackich, a następnie do 8 Batalionu 1 Dywizji Pancernej Generała Maczka w Szkocji. Popłynęli statkiem wzdłuż wybrzeży Afryki zatrzymując się w portach Durban - Kapetown.

Od 1 grudnia 1942 r. do 30 czerwca roku 1943 przeszedł przeszkolenie w Szkole Podoficerskiej przy 1 Baonie Strzelców 1 Dywizji Pancernej w Weeting Hall Camp. Wynik - "bardzo dobry, lokata 1/22" - lokata pierwsza ! Nominację na stopień kaprala podpisał 6 lipca 1943 roku płk. Kardaszewicza d-ca 1 Baonu Strzelców.

W szeregach 1 Dywizji Generała Maczka Pan Juralewicz brał udział w lądowaniu w Normandii w słynnym "Dniu D" i, jak pisze, w krwawym rozrachunku z Niemcami - była to pięciogodzinna walka na bagnety, po której 8 Batalion zyskał nazwę "Krwawych Koszul". Tak krwawa, że Niemcy nazwali 8 Batalion "Przeklęta Polska Czarna Dywizja".

Pan Piotr od 8 do 21 sierpnia 1944 roku brał udział w Operacji Falaise, gdzie straty Dywizji, przy jej stanie wyjściowym 16.095 żołnierzy i 885 oficerów, wyniosły 325 zabitych, w tym 21 oficerów, rannych 1002 i 114 zaginionych. Na polskim cmentarzu w Urville - Langannerie złożono uroczyście szczątki poległych, a dla uczczenia bohaterów ufundowano pomnik w Chambois - Normandia. Marzeniem Pana Juralewicza jest odwiedzenie grobów Jego Kolegów poległych w tej bitwie. "Nigdy tam nie miałem okazji pojechać, a tak chciałbym oddać im uszanowanie" - zwierza się w zamyśleniu.

Irak_1942_s.jpg Jsmaila-Egipt-1942_s.jpg
Irak 1942 Egipt 1942

1 Dywizja Pancerna wzięła wówczas w Wilhelmshawen 34 tysiące jeńców, w tym 1900 oficerów, 2 admirałów i 1 generała. Łupem wojennym stały się 3 krążowniki, 18 okrętów podwodnych, 215 mniejszych okrętów wojennych i około 250 dział.

Poszarpany w bojach przeżył jednak to piekło, a ciężko rannego samolotem przetransportowano do Szpitala Wojennego w Wallsal koło Birmingham. Opowiada, że przeżył to piekło tylko dzięki modlitwom Żony. Dowódca 8 Batalionu Krwawych Koszul płk Nowaczyński wydał kpr Piotrowi Juralewiczowi taką oto opinię: "Inteligentny, bardzo odważny i dobry Żołnierz, w boju spokojny i opanowany o charakterze prawym, zrównoważonym. W garnizonie bardzo dobry instruktor. Ogólnie bardzo dobry podoficer." Pan Piotr w Swej skromności żołnierskiej nie wspomina, że Sam zdobył jeden czołg niemiecki "Panterę". Mając już groźnie poszarpaną, w bitwie o Normandię, prawą rękę w ataku na nieprzyjaciela wyszarpał zębami zawleczkę granatu i zdążył celnym rzutem zlikwidować gniazdo niemieckiego karabinu maszynowego. Walczył tak zaciekle, tak odważnie, że Jego brawurową odwagę zauważył angielski łącznik i wskazywał Go kilkakrotnie dowódcy do odznaczenia za męstwo.

Mimo to, że za walkę o wolność Polski został odznaczony licznymi medalami bojowymi brytyjskimi i polskimi to ze stopnia podoficerskiego Pan Piotr został awansowany przez Siły Zbrojne Rzeczypospolitej Polskiej i Prezydenta RP "na stopień podporucznika Wojska Polskiego" - po bardzo wielu latach bo dopiero - dnia 30 października 2000 roku.

ogolny_widok_cmentarz_normandia_s.jpg Palestyna_1942_wielblad_kos_s.jpg
Cmentarz w Normandii Palestyna 1942

W 1999 roku za "lata walki zbrojnej z najeźdźcami z honorem pełnioną żołnierską powinność uzyskał prawo do zaszczytnego tytułu: Weterana walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny" nadanego w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej "Patentem Nr 14382".

Wiem, że te lata oczekiwania na pochylenie czoła przez Wojsko Polskie, czy władze Państwa, w szacunku dla bohaterstwa były dla zaprawionego w najcięższych bojach żołnierza cięższe od słynnej bitwy pod Falaise. Ta obojętność zapewne bolała...

33 lata czekał w Polsce na przyznanie Mu renty inwalidy wojennego na podstawie dokumentów alianckich - angielskich, o których ważności zapewniał Pana Juralewicza polski konsul w Szkocji, wówczas gdy udawał się do Polski Ludowej. Teraz Pan Piotr wie jak lekkomyślna była to decyzja powrotu do zniewolonej Ojczyzny i ile życiowych kłopotów przysporzyła.

Pietermarteburg_Poludniowa_s.jpg Polish_Resetlement_Corp_Ric_s.jpg
Południowa Afryka - Pietermaritzburg Polish Resettlement Corp Ric

Państwo Juralewiczowie starali się równie długo o wpis do legitymacji kombatanckiej Żony stwierdzający, że była ofiarą deportacji na Sybir, który uprawniał do odpowiednich świadczeń. Otrzymali je dopiero 23 kwietnia 1998 r. po interwencji w centrali kombatanckiej. Państwo zaoszczędziło parę groszy na krzywdzie Pani Juralewiczowej, która zmarła w dwa miesiące po przyznaniu świadczeń, a więc bardzo krótko cieszyła się odszkodowaniem, które Jej się należało za mordęgę syberyjską.

Nie tylko Pan Piotr walczył o Polskę, z Kazachstanu wyszedł do Armii Polskiej również Jego brat Wiktor, urodzony 8 listopada 1918 r. (+24.03.2002 r.) również w Marcinkańcach na Wileńszczyźnie. Jego droga walki była inna - był sierżantem 6. Pułku Pancernego "Dzieci Lwowskich" walczył pod Monte Cassino i Piedimonte. W kampanii włoskiej trzykrotnie salwował się ucieczką z płonących czołgów. Kawaler Krzyża Walecznych i Krzyża Monte Cassino, był również odznaczony wieloma innymi odznaczeniami bojowymi polskimi i brytyjskimi, a odznaczeń takich nie dają bez powodu.

Marcinkańce - mała miejscowość, z której wyszło, by walczyć o Polskę - dwóch Juralewiczów - może być dumna ze swoich Synów.

Polish_War_Inwalids_House_G_s.jpg Szkocja_Gullane_1946_Po_wyj_s.jpg
Szpital wojenny Szkocja 1946

Opowiadanie o Panu Juralewiczu nie byłoby pełne gdybym nie wspomniała o Jego jedynej ogromnej miłości - Jego Żonie. Pan Juralewicz wspomina z wielkim rozrzewnieniem jak na Syberii spotkał Janinę Krzemińską - Warszawiankę (ur. 13.05.1921 r. +1998 r. w Biskupcu) - swoją ukochaną. Była Ona córką policjanta Policji Państwowej - Franciszka Krzemińskiego st. posterunkowy w Łomży, który wzięty do niewoli przez sowieckie wojsko został osadzony w enkawudowskim obozie specjalnym Ostaszków, a w 1940 roku zamordowany w Twerze. Ciało Jego zwalono do dołów śmierci w Miednoje, a na szczątki polskiego Policjanta służby NKWD spuściły odchody ze zbudowanego tam w 1965 roku szamba. Szczątki polskich Policjantów po dzień dzisiejszy leżą w enkawudowskich dołach śmierci, zalane odchodami. Zmieniono tylko nazwę, nie jest to "ośrodek wypoczynkowy zasłużonych członków służb policji politycznej NKWD" jest to obecnie tzw. "Memoriał" - czyli pomnik sowieckiego zwycięstwa nad największymi wrogami ustroju komunistycznego - Polakami Policjantami II Rzeczypospolitej Polskiej - wymordowanymi w 1940 roku.

szpital_wojenny_Anglia_s.jpg Szpital_wojenny_Panley_Wali_s.jpg
Anglia - Szpital wojenny Panley - szpital wojenny

Żona Pana Piotra ukończyła Kurs Sanitarny Polskiego Czerwonego Krzyża w Iranie w 1942 roku i pracowała w szpitalu polskim w Teheranie, w którym ratowano dzieci polskie ocalone z Syberii. Pan Piotr szczyci się bojowymi zasługami Żony w Służbie Wojskowej Kobiet, służbie w Królewskich Siłach Powietrznych W. Brytanii (Royal Air Force). Pani Juralewiczowa posiadała odznaczenia angielskie i polskie, była wyróżniona za wzorowe, karne, ścisłe obsługiwanie sanitarne lotów bojowych R.A.F.

Państwo Juralewiczowie wzięli ślub w Edynburgu w 1944 roku. W 1947 roku powrócili do Kraju, do rodziny. Pan Piotr jako inwalida wojenny (nr 7447 ZUS), powrócił do Ojczyzny w której był niemile widziany przez wszechwładne UB. Powrót ten łączył się z wielkim ryzykiem, o którego istnieniu nie wiedział. Do Swojej walki w 1 Dywizji Pancernej Generała Maczka, generała, któremu Państwo socjalistyczne odebrało obywatelstwo polskie, dodał sprawę teścia - Policjanta sanacyjnego, zamordowanego na życzenie "betiuszki" Stalina. Takie "winy" obciążały Państwa Juralewiczów, a więc egzystencja w PRL nie była usłana różami. "Przeżyłem i to, bo Opatrzność mnie nie opuściła" - stwierdził.

Tel_Aviv_3_Batalion_Saperow_s.jpg Thynningham_House_Scotland_s.jpg
Tel Aviv - 3 Batalion Saperow Szkocja

Moja rodzina zna Państwa Juralewiczów od Ich przyjazdu poprzez Elbląg do Biskupca na Warmii. W pewnym sensie losy rodzinne są podobne - mój Ojciec został zamordowany w Katyniu z tego samego stalinowskiego rozkazu, Kuzyn w Charkowie, a liczna rodzina ze strony Ojca i Matki była 13 kwietnia 1940 roku deportowana do Kazachstanu, na Syberię, do Workuty i za Koło Podbiegunowe. Jak bardzo skrywane były, przez wiele lat losy ludzi mieszkających w jednej miejscowości, pracujących w jednej instytucji stwierdzić można teraz - o tych naszych losach rodzinnych dowiedzieliśmy się dopiero w 1990 roku przy okazji starań o uhonorowanie szczątków naszych Najbliższych - zamordowanych w Katyniu, Twerze i Charkowie - pochówkiem na prawdziwym cmentarzu Bohaterów w Polsce. Wówczas to na długiej liście Polaków popierających te starania odczytałam nazwisko Państwa Juralewiczów.

Pan Juralewicz ma bardzo wielkie zasługi dla Polski i dla Aliantów, ale nigdy nie był zaproszony na wielkie uroczystości w Normandii, na rocznicę "Dnia D"- tam jadą prezydenci i ci co prochu nie wąchali. O tym zasłużonym, bohaterskim Kombatancie pamiętają raz w roku - w Anglii - honorując Go niewielką sumką gratyfikacji za Jego męstwo i to pozwala Mu na bardzo skromne życie w III Rzeczypospolitej okupionej Jego krwią.

Torquay_1947_s.jpg Walsal_manor_hospital_1944_s.jpg
Anglia - Torquay Walsall manor hospital

Suwerenna już obecnie Polska, Wojsko Polskie, ze swoimi cywilnymi ministrami, ma inne sprawy na głowie, ważniejsze od wdzięczności wobec tych, którzy przelewali za nią krew i którzy, o dziwo, jeszcze żyją. Życiorys Pana Juralewicza to mały sygnał, że są wśród nas osoby walczące w Armii Andersa, biorące udział w bitwach, które sławi historia i o których powstają filmy, żyją żołnierze tej wielkiej wojny którzy mogliby opowiadać o swoich przeżyciach, dzielić się tą unikalną już wiedzą z Polakami. Żołnierze, którymi Polska mogłaby się szczycić - ale są zapomniani.

W przeciwieństwie do tej lekceważącej obojętności w II Rzeczypospolitej bohaterowie Powstania 1863 roku - zasłużeni weterani - byli otoczeni specjalną opieką Państwa i Wojska. Ktoś powie, że to historia, owszem ale to ona jest księgą, z której obecni "władcy" cywilni i wojskowi powinni uczyć się, na bardzo dobrych przykładach, jak powinny wyglądać relacje międzyludzkie, relacje międzypokoleniowe i po prostu - jak okazywać szacunek, a tego należało się nauczyć na lekcjach dobrego wychowania, których w polskich szkołach nikt nie prowadzi. Tego obycia po prostu - brak.

wujek_michal_s.jpg zdjecie_zrobione_na_syberii_s.jpg
Wujek Michał Zdjęcie zrobione na Syberii

Nie należy zapominać, że w tym wypadku nasze pokolenia zawdzięczają

żołnierzom II wojny światowej obecny pokój. Mówi o tym tylko "Patent Nr 14382" wydany w roku 1999, przez Urząd do Spraw Kombatantów i Osób Represjonowanych, w imieniu Rzeczypospolitej Polskiej w 1999 roku, który:

"potwierdza, że Pan Juralewicz Piotr
w latach walki zbrojnej z najeźdźcami
z honorem pełnił żołnierska powinność
i uzyskał prawo do zaszczytnego tytułu:
Weteran Walk o Wolność i Niepodległość Ojczyzny."

patent_s.jpg podziekowania2_s.jpg
Patent Nr 14382 Podziękowanie

Kto pamięta o tamtych bohaterach ? Książkę pt. "III Dywizja Strzelców Karpackich" wydał Związek Karpatczyków III Dywizji w Londynie w 1991 roku. Pan Juralewicz jest w niej wymieniony na stronie 440. Jest jeszcze jedna książka, w której znajdujemy nazwisko Pana Piotra - to "Generał Maczek i żołnierze I Dywizji Pancernej" wydanie londyńskiego Instytutu Polskiego i Muzeum im. gen. Sikorskiego. To wszystko i to bardzo mało, tym bardziej, że historii Polaków - żołnierzy tych Dywizji nikt w żadnej szkole w Polsce nie uczy. pj2.jpg

Pan Juralewicz nie bardzo chciał opisywać mi przeżycia syberyjskie, nie może też spokojnie powracać wspomnieniami do walk w Normandii. Odsuwa od Siebie wizję tej masakry, tego piekła, którego groza jest, jak myślę, nie do opisania.

Spokojny, ale w kwestiach tego co się należy ofiarom mordu katyńskiego i zesłańcom - twardy i zasadniczy, bez zahamowań wypowiadający Swoją opinię, co jest w obecnej dobie cechą niezwykłą.

Dodam, że jest szanowaną głową licznej Rodziny, a całkiem prywatnie wyśmienitym znawcą lasu - niedościgłym grzybiarzem, a dla mojej rodziny Przyjacielem.

Witomiła Wołk-Jezierska, wieloletnia mieszkanka Biskupca,
absolwentka Liceum Ogólnokształcącego w Biskupcu (matura 1957)
córka, zamordowanego w Katyniu,
por. art. Wincentego Wołka -
wykładowcy Mazowieckiej Szkoły Podchorążych
Rezerwy Artylerii w Zambrowie.
autorka książki "Kulisy zbrodni katyńskiej" i zbioru poezji "Przychodzisz gdy myślę...Katyń"
wyd. Nortom.

Reklama






Tłumaczenia