Jesteś tu:Informacje / Sport / 24 Godziny na Omedze

24 Godziny na Omedze


Wstawiony przez admin 20 wrzesień 2008

Pomysł na zorganizowanie regat żeglarskich w klasie OMEGA powstał podczas sporządzania planu działań na rok 2008. Nasz kolega Sławek Romaniuk z dumną miną oświadczył, że podejmuje się organizacji takiej imprezy, należy zaznaczyć, unikalnej w Polsce. Przyklasnęliśmy takiemu pomysłowi. Nikt naprawdę w pierwszym momencie nie zastanowił się jakie to trudne do realizacji i bez mała ekstremalne zadanie.

Założeniem było startować w czasie, gdy noce są jeszcze krótkie i spora temperatura dodatnia. Decyzja zapadła. 27 czerwca start o godz. 18, meta 28 czerwca również o godzinie 18 i zakończenie regat.

Na starcie o planowanej godzinie rozpętała się burza i lunął deszcz. Sędzia główny odtrąbił start, jednocześnie zatrzymując załogi na miejscu. Pilnie obserwowaliśmy chmury, bo w nich jest cała mądrość i prognozowanie. Wesoło się nie zapowiadało. Ale nawałnicę trzeba było przeczekać. O 19.15 można było ruszać! Pogoda była kiepska. Chociaż padał deszcz wiał wiatr 2-3 w skali B. Każda łódka dostała zestaw prowiantowy, mrugające światełka rowerowe na czas po zmierzchu. Trasa przebiegała po tzw. "śledziu". Długość około 8-9 km.

Zabezpieczenie stanowiła stojąca na brzegu motorówka i dwa jachty z silnikami na końcach trasy. Mrugające lampki pozwalały obserwować wszystkie jachty. Założeniem była zabawa i to bezpieczna. O godz. 23 zaczęło znowu padać.

Około 1 w nocy pierwsze załogi zatrzymywały się na przystani, żeby zdjąć przemoknięte ubrania, wypić z termosu czekającą gorącą kawę, lub herbatę. Deszcz nie przestawał padać. Zmianę ubrań trzeba było powtórzyć jeszcze raz. Niestety kilku załogantów "wymiękło" i zostało na brzegu. Zimno, mokro i ciężka praca na jachcie dokonała weryfikacji. Jak trzeba pracować na jachcie? Proszę usiąść na niskim stołeczku przed wersalką lub kanapą stopy podłożyć pod mebel i próbować robić "brzuszki". Chociaż 10 minut. Niekoniecznie w tym czasie prosić kogoś o polewanie konewką z zimną wodą.

Rano przestało padać, zerwał się mocny wiatr 4-5 w skali B. Owszem, zaczęła się jazda, ale nie ma nic za darmo: intensywne brzuszki, inaczej łódka leży. O 9 rano mieliśmy zaproszenie na śniadanie do nowej restauracji Państwa Domin. Coś na gorąco – bufet szwedzki, kawa, herbata (gorąca!). Pogoda się ustabilizowała – była typowo żeglarska, taka fajna – gdyby nie ten dotychczasowy wysiłek.

Przed godziną 18 zaczęły spływać pierwsze załogi. Na brzegu czekała gorąca fasolówka ( a'la Lucyna Rydzanowska), Basia Romaniuk serwowała pieczone kurczaki (też Jej a'la). O 18 sędzia zasygnalizował koniec regat. W całej imprezie nie liczyły się miejsca, ale fakt zaliczenia 24 godzinnego pływania. Ten artykuł może chociaż trochę przybliżył trud załóg. Jak wszyscy byli zmęczeni, świadczy choćby to, że kiedy nasza już zaprzyjaźniona restauracja ofiarowała beczkę piwa na koniec pływania, nie było chętnych do picia. To wśród żeglarzy jest nienormalne!!! Bezdyskusyjnym bohaterem był doświadczony regatowiec Jarek Misiak z synem Piotrem, którzy przez 24 godziny pływał non-stop bez zejścia na ląd. Wygrał nasze regaty wykonując 22 okrążenia.

Cieszy fakt, że od 5 lat coraz intensywniej rozwija się na Dadaju żeglarstwo. Nie ukrywam, że duża w tym zasługa władz, sponsorów i najważniejszej - grupy zapaleńców nie żałujących swojego wolnego czasu i środków. W dzisiejszych komercyjnych czasach jest to ewenement.

Andrzej Ostropolski. Źródło: Pod Tytułem nr 3/2008

Reklama






Tłumaczenia