Jesteś tu:Informacje / Inne / Z kankę przez pola

Z kankę przez pola


Wstawiony przez admin 21 luty 2001

Gospodarstwa położone na kolonii Rzeck od strony Marcinkowa nigdy nie miały bieżącej wody. Przetrwały od wojny w stanie, w jakim pozostawili je poprzedni właściciele uciekający w pośpiechu przed Armią Czerwoną. Od tamtego czasu niewiele się zmieniło. Ze studni cuchnie. Od 55 lat ludzie przemierzają kilometry aby przynieść parę wiader wody, po wypiciu której nie zachorują.

Najwyżej buty umyć

W posesji Mianowskich żyje sześć osób. Od marca zeszłego roku tuż obok nich mieszka wraz z mężem i synem córka Marii i Stanisława Mianowskich, Helena Romańska. Niedawno mieli sąsiada. Chciały, założyć własne gospodarstwo, hodować zwierzęta.
Szybko jednak zrezygnował. No bo jak można gospodarzyć bez wody?
- Jak tylko pamiętam, to po wodę chodziliśmy do wsi - opowiada pani Maria Mianowska. - Dziadek chodził, ojciec chodził, ja chodziłam. U nas woda w studniach do niczego. Bydłu jej dawać nie można. Najwyżej buty umyć, a i to szkoda, bo zostają plamy,
- Była u nas inspekcja - dodaje pan Stanisław, mąż pani Marii. - Wzięli próbki, obejrzeli, powąchali. Powiedzieli, że mieszkamy na glebach torfowych i żeby tej wody nie pić. Że jest w niej tlenek żelaza czy jakoś tak. Od tamtej pory nikt się już nie pokazał.

Z kankę przez pola

Gospodarze próbowali wszystkiego. Wodę gotowali, przepuszczali przez żwir - nic nie pomagało. Po wodę muszą i wyprawiać się do wsi. Pani Maria Mianowska sama po wodę już nie chodzi. Pamięta jednak czasy, jak z kanką, wózkiem dzień w dzień chodziła do znajomych. Kilometr w jedną stronę, kilometr w drugą. Teraz wodę wożą synowie. Sposób transportu pozostał jednak ten sam.
- Bierze się wózek, dwie, trzy kanki, wszystko wiąże się sznurkiem - tłumaczy Dariusz Mianowski, syn pani Marii. - Jeden ciągnie, drugi pcha. Jak idziemy na skróty, przez pola, wychodzi nam krócej. Najgorzej jest zimą. Ziemia jest grząska, wózek się zapada. I tak właśnie się "ciąga". Nasz sąsiad, starszy człowiek, wodę wozi na rowerze. On ma o wiele dalej.

Syzyfowe prace

Przywieziona woda starczy na dzień - dwa. Na podwórku Mianowskich wykopanych jest pięć studzien. Mieli nadzieję, że w końcu uda im się trafić na czysty ciek. Ostatniego lata bez specjalnego sprzętu wwiercili się w ziemię na dwadzieścia metrów. Szyb stojący na podwórzu pozostał właśnie po tej, jak się potem okazało, bezowocnej pracy.
- Całe wakacje kopaliśmy tę studnię. Jest najgłębsza - mówi Dariusz Mianowski, a na pytanie, jak bez specjalnych narzędzi zdołali wkopać się tak głęboko, tłumaczy: To prawda, człowieka nie stać nawet na kawałek rurki. Zbiliśmy rusztowanie, pozbieraliśmy co się dato. Z bratem staliśmy na górze, ojciec trzymał i tak po centymetrze się wbijaliśmy.
Na głębokości 20 metrów woda była taka jak wszędzie, to znaczy - do niczego. Cała praca poszła na mamę. Została tylko kolejna dziura w ziemi. Mianowscy mówią, że prędzej dokopią się do ropy niż do czystej wody.

Mają dosyć

Helena Romańska, choć mieszka tu niecały rok mówi, że ma już wszystkiego dosyć.
- Od mycia tą wodą podłogi dostałam wysypki na rękach. Lekarz stwierdził grzybicę. Gorzej było z synem. Jego stopy całe były w strupach. Jak nam się żyje? Ciężko. Wodę do picia trzeba przyciągnąć, pranie wożę rowerem cztery kilometry do Biskupca.
Gospodarstwo Mianowskich jest jednym z dziesięciu podobnych. Ludzie mówią, że władza o nich zapomniała. W 2000 roku, kiedy zakładano wodociąg w okolicach Rzecka, ominięto ich. Rury podciągnięto dokładnie w przeciwną stronę, w kierunku Rasząga i Józefowa.
- Brak wody to poważny problem. Rzeck ma własny wodociąg dopiero od dwóch lat - mówi Grażyna Peptowska, miejscowa radna. - Prace nad podłączaniem poszczególnych gospodarstw do sieci prowadzone byty etapami, dlatego część kolonii pozostała jeszcze bez bieżącej wody. Tamtejsze zabudowania są rozproszone, co zwiększy koszty ewentualnego podłączenia ich do sieci. Prawdopodobnie mieszkańcy będą w przyszłości musieli pokryć część kosztów.

Światło na dnie studni?

Miniony tydzień może okazać się jednak dla mieszkańców kolonii Rzeck przełomowy. Z ich inicjatywy, przy współudziale dwóch radnych w poniedziałek odbyło się zebranie, którego wynikiem było wystosowanie petycji do władz gminy, podpisanej przez przedstawicieli dziewięciu zainteresowanych rodzin. Efekt tego pisma byt taki, że sprawą zajęto się na wtorkowej sesji Rady Miejskiej Biskupca. Pierwszym krokiem ma być sporządzenie dokumentacji technicznej.
- Ustaliliśmy z mieszkańcami plan wspólnego działania - mówi Antoni Parfinowicz, burmistrz Biskupca. - Oczekuję listy osób ubiegających się o podłączenie do sieci oraz deklaracji wsparcia finansowego, które w tym wypadku jest konieczne. Za miesiąc omówimy szczegóły realizacji tej inwestycji.
Problemem, jak zwykle, pozostają pieniądze. Gmina Biskupice na ich nadmiar nie narzeka. Środki z budżetu są już rozdysponowywane. Tylko na realizację zobowiązań wynikłych ze znowelizowanej Karty Nauczyciela z gminnego budżetu wydano milion złotych. W zeszłym roku do wody podłączono dwie miejscowości. W tym roku planowane są podobne prace w dwóch kolejnych sołectwach - Biesówku i Łabuchach. Zadań jest więc dużo. Czy zatem skończą się wędrówki przez pola? Czy u progu XXI wieku ludzie otrzymają w końcu ten niewyobrażalny luksus .- wodę? .

Źródło: Grzegorz Adamowicz/Gazeta Olsztyńska

Reklama






Tłumaczenia